AsmodeuS AsmodeuS
1031
BLOG

Randka w ciemno 2, część druga

AsmodeuS AsmodeuS Rozmaitości Obserwuj notkę 100

 

2. 

                    I tym razem, wespół w zespół, udało się samochód wtoczyć na chodnik, ale wszyscy musieli włożyć w to więcej niż zwykle wysiłku , bo wprawdzie krawężnik od ostatniego razu nie urósł, był jak zawsze bardzo wysoki, ale dzisiaj była straszna chlapa. Do deszczu dołączył śnieg i na ulicy zrobiła się śliska breja. Jakby tego było mało, właśnie przyjechał autobus i moi pomocnicy rzucili się pędem z powrotem na przystanek zostawiając mnie samego z autem stojącym skosem na chodniku z jednym kołem zwisającym nad rynsztokiem. Próbowałem sam go wepchnąć głębiej, ale jedyne co uzyskałem ślizgając się w błocie to to, że skręcił się jeszcze bardziej i niebezpiecznie przechylił. Poddałem się. Wyjąłem z bagażnika klin i wbiłem go wściekłym kopnięciem pod drugie tylne koło, które też było zagrożone osunięciem się na jezdnię.

Miałem wszystkiego dość, postanowiłem już nie walczyć i iść wreszcie do domu, tym bardziej, że padało coraz mocniej i ja już teraz byłem przemoknięty do suchej nitki, a czekała mnie jeszcze perspektywa przemaszerowania przez dwie przecznice. 

Ruszyłem do domu. Byłem wściekły jak chyba nigdy dotąd. Maszerowałem i kląłem, ale nie pod nosem, kląłem na cały głos. Nawet nie wiedziałem, że znam tyle przekleństw, gdyby nie sytuacja pewnie nawet odczułbym z tego tytułu jakąś satysfakcję. Padało coraz mocniej i to coś, co nie było już deszczem, a śniegiem jeszcze nie, ta zimna maź, ściekała mi po twarzy. Buty ślizgały się coraz bardziej, tak, że mój marsz zmienił się w walkę o utrzymanie się na nogach. To była droga przez mękę. W miarę zbliżania się do domu miejsce wściekłości zastępowało uczucie trudno definiowalne i kompletnie mi dotąd nieznane. Nic co mogłoby mieć jakikolwiek związek z podnieceniem, ekscytacją, lękiem czy radością. To był jakiś wewnętrzny przymus jak najszybszego dotarcia na miejsce. Dom mnie przyciągał jak magnes opiłki żelaza, choć bliższe prawdy byłoby określenie wołał. Mimo zmęczenia przyspieszyłem dziwiąc się jednocześnie temu co robię, bo nic mnie tam szczególnego nie czekało.

Wprawdzie nie mieszkałem zupełnie sam, miałem psa i kota, które zagnieździły się pod moim dachem, ale nie darzyły mnie nadmierną sympatią i jeżeli już czekały, to nie na mój powrót, tylko na jedzenie jakie dostawały po moim przyjściu. Wyraźnie widziałem, że same sobie w zupełności wystarczają i gdyby nie jedzenie........ Samo wnętrze domu też nie zachęciłoby nikogo normalnego do powrotu, bo było zaprzeczeniem wszystkiego co się powszechnie kojarzy z „ciepłem domowego ogniska”. Po moim ostatnim rozwodzie, a byłem już trzy razy żonaty, mieszkanie zostało kompletnie wyczyszczone ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość, a określenie wnętrza mianem spartańskiego byłoby nadmierną uprzejmością, dlatego wolałem nikogo nie zapraszać.

Muszę jednak przyznać, że każda z moich byłych, dzieląc się ze mną sprawiedliwie wspólnym, czyli moim dorobkiem, bo żadna nigdy pracą się nie zhańbiła, zostawiała mi coś w prezencie, taki rodzaj pamiątki. Pierwsza kartę kredytową do spłaty, druga psa, a trzecia kotkę.

W gruncie rzeczy to było do przewidzenia, moje związki musiały tak się kończyć, nie miałem szczęścia do kobiet, ale nie do kobiet jako takich, tylko kobiet nowoczesnych, prawdziwych Europejek XXI wieku. Kobiety z kórymi się związałem nie były zainteresowane robieniem karier zawodowych, nie interesowały się nowymi prądami cywilizacyjnymi, w tym moim oczkiem w głowie - Gender, były do tego stopnia „zmoherzałe”, że wstydziłem się z nimi „bywać”, a bywanie było moją pasją. Przez ich nietolerancję dla tęczowej, radosnej inności oraz wrodzoną zaściankowość kilkakrotnie straciłem szansę na awans. Przestałem też, na wszelki wypadek, uczestniczyć w imprezach integracyjnych bojąc się, że ni stąd ni zowąd, wygłoszą którąś ze swoich nacjonalistyczno-faszystowskich teorii, co by mnie towarzysko uśmierciło. Wyraźnie nie potrafiły się odnaleźć w zmieniającym się dynamicznie świecie. One wszystkie nie były jednak z mojej bajki. Tak zwykle bywa kiedy się sądzi książkę po okładce, pocieszałem się, że to typowe dla wszystkich mężczyzn, bo mężczyźni to w końcu wzrokowcy. Rzeczywiście te „okładki” były atrakcyjne i nie mógłbym z czystym sumieniem powiedzieć, że nie było między nimi treści, o nie, ale okazywało się, że ta treść zdecydowanie mi nie odpowiada, po prostu nie była na miarę obecnego wieku, a to drażniło mnie najbardziej. Gdybym miał podjąć w przyszłości kolejną próbę, to jednak najpierw dokładnie wypytałbym o przekonania i upodobania, czyli poznał treść, a dopiero potem podejmował wiążące decyzje.

Teraz miałem jednak bardziej palący problem niż takie dywagacje, problem, który mógł mnie dużo kosztować i który trzeba było natychmiast rozwiązać, bo moja pozycja w firmie z dnia na dzień wyraźnie słabła, musiałem znaleźć rozwiązanie jak odrobić straty wizerunkowe, które przez nie poniosłem.

Zacząłem się zastanawiać, czy nie wejść poważnie w politykę. To dałoby się zrobić, mogłem wypłynąć na prądzie wstępującym jakim był Gender, bo na Tęczowych niestety się spóźniłem, miejsca były już dawno zajęte, a i pociąg odjechał beze mnie dawno temu. Tak....Gender dawało nadzieję, granty, dotacje, zaproszenia do mediów, jednym słowem popularność, a od tego, do miejsca w parlamencie, najlepiej europejskim, był już tylko krok. Ale to były plany na dalszą przyszłość, teraz musiałem zająć się ratowaniem twarzy. Środowisko do którego od lat aplikowałem miało swoje wymagania. Musiałem być w pełni europejski, nawet bardziej europejski niż Francuzi, Niemcy i Holendrzy razem wzięci, to dopiero było wyzwanie, a ja lubiłem wyzwania. Na szczęście miałem kilka pomysłów na uwiarygodnienie się w tym towarzystwie. Jeden z nich już nawet wypróbowałem. Przymierzałem się do zmiany orientacji, żeby pozbyć się etykietki homofoba i zacząłem regularnie chadzać do gejowskich klubów i ten krok został przez „towarzystwo” zauważony i z satysfakcją odnotowany, moje akcje zaczęły rosnąć, ale moja radość z tego powodu nie trwała długo. Ktoś życzliwy doniósł, że nie korzystałem nigdy z Darkroom`u i cały misterny plan szlag trafił. Straciłem na tym nawet więcej niż mogłem był kiedykolwiek zyskać, ba, przez pewien czas spotykał mnie ostracyzm z tego tytułu. Zarzucano mi nieszczerość intencji, brak prawdziwego zaangażowania i chęć wejścia na salony tylnymi drzwiami. 

Pozostał mi zatem krok ostateczny, nie miałem innego wyjścia. Chcąc nie chcąc, musiałem zastosować wariant Anny G. Ale to ostateczne rozwiązanie musiałem jednak najpierw gruntownie przemyśleć i jakoś się z nim oswoić. Potrzebowałem czasu. W końcu warunkiem powodzenia planu była utrata części siebie i to tej części, która była dla mnie dotąd najistotniejsza. Tu nie było miejsca na blef, bo znowu mógłby się znaleźć kolejny „życzliwy”. Tak, to trzeba było zrobić ale tym razem bezbłędnie, a nie było takiej rzeczy, której, wzorem salonu o którym marzyłem, nie zrobiłbym dla pieniędzy, że o byciu popularnym już nie wspomnę.

Nagle, te wszystkie spekulacje, odważne plany i marzenia o karierze, pieniądzach, medialnej popularności zaczęły blaknąć i tracić na znaczeniu. Dopadł mnie nagle, wzmagający się nieustannie, tępy ból. Czułem się tak, jakby coś zaciskało stalową obręcz na mojej głowie. Przed oczami zaczęły mi migać czarne plamy i pojawiła się tylko jedna myśl, wypierająca wszystkie inne - wracaj natychmiast. Dom już nie sygnalizował jedynie potrzeby powrotu, dom wzywał, dom żądał.

Zebrałem resztkę sił i mimo nieludzkiego zmęczenia zacząłem biec.

 

 

 

 

 

 

cd. nastąpi.

 

 

AsmodeuS
O mnie AsmodeuS

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości